Kino lat 80. zdecydowanie było czasem, w którym wyprodukowanych zostało wiele filmów wartych uwagi. W dalszym ciągu wraca się do nich z dużą dozą nostalgii, a wrażenia mimo upływu lat są tak samo silne i pozytywne jak wtedy. Był to poniekąd przełomowy okres dla kinematografii i powstał w nim ogrom klasyków, które zapewniają rozrywkę kolejnym
Z okazji premiery filmu "Niezniszczalni 3", stworzyłem (nieźle się przy tym bawiąc) drużynę składającą się z ostrych babek, które skopałyby tyłki każdemu filmowemu arcyłotrowi. Przy okazji na tyle się nakręciłem starymi filmami akcji z lat '80, że nie mogłem sobie odmówić, by zrobić ranking przedstawiający MOJE ULUBIONE produkcje z tamtego okresu. Uwaga - olbrzymia dawka nostalgii gwarantowana! Seria "Niezniszczalni" nie jest zła. Recenzję trzeciej części przeczytacie u jednego z kolegów-blogerów, który całość mocno chwali. Jednak nie oszukujmy się - i tak najlepsze są oryginalne akcyjniaki z lat '80. Zresztą, Co wam będę wiele pisał... Sprawdźcie tylko te oldschoolowe zwiastuny! Miejsce 10 - Policyjna opowieść (Jackie Chan) Za gówniarza wypożyczałem na masę wiele filmów rodem z Hongkongu, lecz tytułów już za nic w świecie nie pamiętam. Jednak "Policyjna opowieść" utkwiła mi w pamięci, bo zobaczyłem to potem kilka lat później w publicznej telewizji i zacząłem kojarzyć nazwisko Jackiego Chana. I co tu wiele mówić - jeśli miałbym wskazać jakiś film rodem z Azji, który odcisnął na mnie swoje piętno, to właśnie ten. Miejsce 9 - Nico (Steven Seageal) W tym rankingu musiał się znaleźć film, w którym zadebiutował Steven Seagal! Pamiętam, że mimo wielokrotnych seansów tego w paśmie Mega Hit na Polsacie bądź Super Kino na TVN (pewnie produkcja leciała w obu), nigdy nie mogłem się przekonać do tego aktora. Dopiero po latach odkryłem "kunszt" z jakim Seagal rozprawia się ze swoimi wrogami ;-) Miejsce 8 - Zaginiony w akcji (Chuck Norris) Chuck Norris, Wietam, oddział specjalny - trzeba coś dodawać? To jeden z tych tytułów, które wpasowywały się idealnie w kanon akcyjniaków z lat '80, gdzie trauma po wojnie w Wietnamie była rozwalana popkulturowym kiczem, zaś dzisiaj kultem. Zaś Chuck to nie Strażnik Teksasu, tylko Pułkownik James Braddock, ot co! Miejsce 7 - Ucieczka z Nowego Jorku (Kurt Russell) Ten film to esencja tego, co w latach '80 było dobre! Russell jako jeden z najlepszych badassów ever, niesamowita wizja mrocznej przyszłości i ten klimat (głównie za sprawą charakterystycznej muzyki tworzonej przez samego reżysera - Johna Carpentera) - obowiązkowe "must see". Co najbardziej mnie boli, odnoszę wrażenie, że wielu tego filmu nie widziało! Miejsce 6 - Komando (Arnold Schwarzenegger) Arni jako emerytowany członek oddziałów specjalnych wraca do walki po tym jak jego córka zostaje porwana. Fabuła? Jaka fabuła?! Tu chodzi tylko i wyłączni o prężenie muskułów oraz wielkie spluwy robiące jeszcze większą rozpierduchę! Najzabawniejsze z perspektywy czasu jest nazwisko głównego bohatera granego przez Schwarzeneggera - Matrix. Miejsce 5 - Rambo 2 (Sylvester Stallone) Pal licho pierwszą część filmu, w której John Rambo był cierpiący niczym dzisiejszy emo. Dwójka, w której główny bohater rusza do Wietnamu - to jest to! Żadne pitu-pitu, tylko czysta akcja wraz z rozwalaniem helikoptera z łuku! Słuszna Złota Malina! ;-) Miejsce 4 - Kobra (Sylvester Stallone) O ile dobrze pamiętam, to właśnie mój pierwszy film ze Stallonem w roli głównej. Ba - nie mogłem go zobaczyć w telewizji, bo rodziciele uznali, że jestem za mały, ale od czego ma się ciotki... Jedna z nich (gorące pozdrowienia!) nagrała film na kasecie video i w sekrecie mi pożyczyła, bym obejrzał, gdy miałem na później do szkoły. Dla mnie kult! Miejsce 3 - Szklana pułapka (Bruce Willis) Hit nad hitami - kto nie widział ten trąba! Już się szykuje na jakiś świąteczny seans (to chyba jeden z najczęściej puszczanych filmów w okresie bożonarodzeniowym - zaraz po serii "Kevin sam w..."). I właśnie podczas jednego z sylwestrów na początku lat '90 udało mi się całość obejrzeć. Gorzej było z dwójką, której przez wiele lat nie mogłem zobaczyć (ah Ci rodzice!), a musiałem słuchać od kumpli z klasy o co lepszych scenach... Miejsce 2 - KickBoxer (Jean-Claude Van Damme) Na podwórku każdy chłopak miał swojego ulubionego aktora z filmów akcji. Moim guru był wówczas Jean-Claude Van Damme, a to wszystko przez "KickBoxera". Pamiętam, że wówczas obiecywałem sobie, że będę trenował tak ciężko jak on, by zostać mistrzem sztuk walki. Cóż, te myśli wraz z wiekiem nieco uleciały z głowy ;-) Miejsce 1 - Predator (Schwarzenegger? Predator!) A to jeden z tych filmów, które znałem na pamięć, zanim je w ogóle obejrzałem. Przez późną porę emisji (za gówniarza nigdy nie dotrwałem, zawsze zasypiałem), fabułę opowiadał mi tata. Biedny, zawsze mu trułem i chciałem znać wszelkie szczegóły. Dopiero po wypożyczeniu kasety VHS z pobliskiej wypożyczalni, na spokojnie całość zobaczyłem. I do dzisiaj żałuje, że Predator ostatecznie został pokonany! To jeden z tych filmów, które regularnie oglądam do dzisiaj. *** A jakie są Wasze ulubione filmy akcji z lat '80? Co byście dorzucili do tej listy? Obserwuj mnie na Facebooku i Twiterze Aktualizacja: 22.01.2020 12:55. Fot. kadry z filmów Rambo, Terminator, Szklana pułapka. Sylvester Stallone, Bruce Willis, Vin Diesel czy Jean-Claude Van Damme, to tylko niektórzy aktorzy słynący z ról twardzieli. Oto lista 10 najtwardszych gwiazd kina akcji. Kino akcji od lat niezmiennie cieszy się ogromną popularnością. Przed Wami wielki ranking najlepszych filmów lat 80. Skołatane nerwy głosujących to norma, bo co jak co, ale lata 80. XX wieku to w kinie czas mlekiem i miodem płynący. Co więcej, dla dużej części pełen sentymentów, wspomnień i młodzieńczych zachwytów. Każdy z głosujących musiał wybrać 30 najlepszych według niego filmów, bez względu na jakiekolwiek kryteria pochodzenia czy gatunku. Premiery filmów miały mieścić się w dekadzie 1980-1989. I tyle. Nie ma co strzępić języka. Najważniejsze jest poniżej. Przypominamy poprzednie zestawienia:Najlepsze filmy lat filmy I dekady XX wiekuNajlepsze serialeNajlepsi reżyserzyNajgorsze sequeleWstęp i miejsca 100-7675- 5150- 4140- 3130- 2120- 1110- 1SUPLEMENT DO RANKINGU100. Krótki film o miłości (1988)reż. Krzysztof KieślowskiW “Krótkim filmie o miłości” Kieślowski mówi o potrzebie istnienia w drugim człowieku, o miłości właśnie. Wkraczając w przestrzeń między dwojgiem ludzi Kieślowski nie pozwala się rozpraszać. Dlatego małe mieszkania, w których toczy się niemal cała historia, stają się azylem, klatką. Zamknięta przestrzeń sygnalizuje bezruch. Reżyser sprawia, że przestrzeń, a raczej jej brak, także nam opowiada, chce byśmy, poczuli bezradność i niemoc, która towarzyszy bohaterom filmu. Zamyka uczucia gdzieś w zaciszu czterech ścian a jednocześnie z całą mocą przenosi je na widza. Tworzy poruszający film o najpotrzebniejszych nam uczuciach. [Haneska]99. Wall Street (1987)reż. Oliver StoneChodzi o to, panie i panowie, że chciwość – z braku lepszego określenia – jest dobra. Chciwość jest słuszna. Chciwość jest skuteczna. Chciwość oczyszcza, chwyta istotę ducha ewolucji. Chciwość w każdej formie: chciwość życia, pieniędzy, miłości, wiedzy odznaczyła się rozwojem ludzkości. I chciwość, zapamiętajcie sobie, nie tylko ocali Tedlar Paper, ale też inną niesprawną firmę, która nazywa się USA (Gordon Gekko)Gordon Gekko to ikona tamtych czasów. Gordon Gekko to symbol chciwości i bezwzględności. „Wall Street” Olivera Stone’a to portret fragmentu finansjery lat 80. – poniekąd klasy społecznej rodzącej się na jednej z niewielkich ulic Dolnego Manhattanu. To świetny, rasowy dramat oparty na intensywnym pojedynku kapitałowego obżarstwa (perfekcyjny, nagrodzony Oscarem Michael Douglas) z gospodarczą dietą (doskonały Charlie Sheen). Takich pojedynków – osadzonych w świecie ekonomii i dramatów większych od bohaterów – naprawdę niewiele jest na świecie. Myliłby się ktoś, gdyby założył sobie, że Oliver Stone, obecnie zadeklarowany lewak, skrytykował kapitalizm w swoim filmie. Nic podobnego. Ostrze nie zostało w nikogo wymierzone, a już na pewno nie w system. On zrodził tylko odpowiednie charaktery, na odpowiednim tle. Film dopowiedział tylko fabułę do faktów – zaledwie 2 miesiące przed premierą (grudzień 1987) w Stanach miał miejsce Czarny Poniedziałek, który spowodował zjazd w dół wszystkich giełd na świecie. Dzięki Gordonom Gekko? To jedna z odpowiedzi. [desjudi]98. Oto Spinal Tap / This is Spinal Tap (1984)reż. Rob ReinerJeden z pierwszych filmów z gatunku fikcyjnych dokumentów, opowiadający historię nie istniejącego zespołu heavy metalowego. Będący absolutnie przezabawną, pomysłową i niezwykle celną satyrą, proponującą humor angielski w najlepszym wydaniu, trochę absurdalny (echa Monty Pythona), ale jednocześnie nie uwłaczający inteligencji widza. Mimo pastiszowego charakteru, daje się w nim mimo wszystko wyczuć miłość do szeroko pojętej muzyki rockowej. Obraz nie jest w Polsce specjalnie znany, a szkoda, bo to już klasyk pełen genialnych scen (Stonehenge, opowieści o perkusistach), jak i smaczków muzycznych. Sukces filmu był tak ogromny, że historia Spinal Tap jeszcze się nie zakończyła. Zespół naprawdę gra koncerty, które cieszą się ogromnym zainteresowaniem, nagrywa i wydaje płyty. W tej heavy metalowej krucjacie biorą oczywiście udział aktorzy zaangażowani w produkcję filmu. [Tomashec]Jedyny film, który na IMDB dostał indywidualną skalę, podkręconą „up to eleven”. Fabularyzowany dokument doskonały. [snappik]97. Powrót z piekieł / Hellraiser (1987)reż. Clive BarkerJedynka jest jednym z najlepszych filmów tego gatunku. To co w nim najciekawsze to jego oryginalność i sam pomysł, który w sequelach nie został wykorzystany no i świetnie opowiedziana historia. Jedynie efekty trącą dziś myszką, zwłaszcza pod koniec, choć wiadomo, że Barker miał niewiele kasy na realizację – i tym bardziej wzbudza podziw, że za tak niewielkie pieniądze można zrobić film, które wywołuje spore wrażenie. Na pozór zwykły horror gore ale diabeł tkwi w szczegółach. [Joe Chip]BÓL wręcz sączy się z ekranu i przenika widza [Wyjec]96. Ostatni Cesarz / The Last Emperor (1987)reż. Bernardo BertolucciNajlepszy film, reżyser, zdjęcia, scenariusz, muzyka, dźwięk, kostiumy, scenografia, montaż. Rok 1987 należał bezapelacyjnie do znakomitego filmu Bernardo Bertolucciego, który dominował rozdanie Oscarów, jak niewiele filmów w historii. Jest to na pewno ten przypadek, kiedy najważniejsza nagroda w świecie filmu wędruje w zasłużone ręce – Bertolucci stworzył film totalny, łączący w sobie wiele skrajnych elementów: osobiste emocje bohaterów z monumentalną i tragiczną historią Cesarstwa Chińskiego w jego schyłkowym momencie. Widzieć jego wzniosłe momenty i szybki upadek potęgi – to zachwyca, wzrusza, intryguje. Tym bardziej, że zdjęcia są przepiękne, na granicy przeestetyzowania. Tym bardziej, że obraz zbliża się niebezpiecznie do chińskiej cepelii nigdy jednak nie przekraczając granicy śmieszności, a przybliżając jedynie chwile, które zdeterminowały wygląd świata wtedy i teraz (tak, tak!). To się nazywa dopiero wielkie kino! [desjudi]95. Na przedmieściach / The burbs (1989)reż. Joe DanteFilm, mimo iż należy do gatunku komedii, nie wywołuje spazmów śmiechu – podczas seansu może kilka razy uda się skrzywić usta. Mimo to, “Na przedmieściach” wprawia w pozytywny nastrój i zostawia po sobie uczucie nostalgii za beztroskim dzieciństwem, gdy podczas lata całe dnie spędzało się na dworze z przyjaciółmi. Nie ma w filmie żadnych większych trosk – nikt tu nie mówi o wojnie (poza Rumsfieldem, jednak nawet on nie odwołuje się do piekła jakie przeżywają żołnierze – wspomina okres spędzony w armii z tęsknym uśmiechem), nikt nie umiera na raka, nikt nie martwi się o pracę itp. Bohaterowie wiodą życie, do jakiego wielu (w tym niżej podpisany) dąży i jak wyobraża sobie przyszłość. Można pokusić się o interpretację całości jako metafory – akcja toczy się na obrzeżach miasta z dala od zgiełku, wielkich firm, intensywnego ruchu ulicznego czy gonitwy za pieniędzmi; bohaterowie natomiast, nie przejmują się poważnymi problemami – żyją więc “Na przedmieściach” zarówno na płaszczyźnie geograficznej jak i metaforycznej. To wszystko sprawia, iż film ten jest dla mnie w pewien sposób wyjątkowy, a sądząc z internetowych komentarzy nie tylko ja mam podobne odczucia. Reżyser potrafił wytworzyć cudowny, nostalgiczny klimat dzięki czemu unieśmiertelnił swoje dzieło. Podczas kolejnych seansów zna się już fabułę, żarty, a nawet miejscami dialogi – ale atmosfera zawsze potrafi oczarować. Koniec końców, właśnie ten element zostaje z widzem. Co ciekawe, “Na przedmieściach” to jeden z niewielu obrazów z Tomem Hanksem uznawany za box office’ową wpadkę. Czego jednak nie osiągnął w kinach, zwróciło się potem z nawiązką i dziś można już spokojnie mówić o statusie filmu kultowego.[Dirk, fragment recenzji]94. VaBank (1981)reż. Juliusz MachulskiJeden z nielicznych ‘niepolskich’ filmów zrobionych w Polsce. Właściwie tylko język aktorów zdradza jego pochodzenie, gdyż cała reszta w niczym nie ustępuje amerykańskim klasykom kryminału, do których tak beztrosko, z przymrużeniem oka, a jednocześnie z odpowiednim szacunkiem i powagą podchodzi Machulski w swym debiucie. To pod tym względem zresztą jego najlepszy film, gdyż z jednej strony bliski jest Polakom (którzy przecież z miejsca go pokochali), a z drugiej pozbawiony jest tych wszystkich przytyków i odniesień do realiów i sytuacji nam jedynie zrozumiałych – to produkcja totalnie wyzbyta martyrologii (a takich w całej naszej historii niewiele)! No a poza tym to bardzo dobry film wielokrotnego użytku, podparty równie udanym sequelem. I styka. [Mefisto]Jeden z najlepszych „heist movies” jakie w życiu widziałem i to na dodatek z naszego kraju! Bezbłędne odwzorowanie lat 30, świetne aktorstwo i perfekcyjny scenariusz. [Pegaz]93. Gandhi (1982)reż. Richard AttenboroughFilmy biograficzne są zasadniczo takie same bo zawsze to zawsze to droga „od zera do bohatera” ale film Richarda Attenborough pokazuje wielkiego człowieka i jego drogę do tej wielkości w sposób epicki ale nienadęty a bywa to trudne. [Sonny Crockett]Kim był Gandhi? Odpowiedzi szuka Richard Attenborough w swoim epickim filmie poświęconym życiu, czy też lepiej – kształtowaniu się Gandhiego i jego postawy wobec świata. Używam słowa epicki z pełną świadomością, że wielu widzów kojarzy to określenie z widowiskami historycznymi, w których ekran zaludniają tłumy statystów a akcja wiedzie od bitwy do bitwy, od jednej konfrontacji na wielką skalę do drugiej. “Gandhi” to film innego rodzaju. Choć mamy tu przejmujące, świetnie sfilmowane sceny zbiorowe, to prawdziwy rozmach, z jakim Attenborough nakręcił swe dzieło, leży raczej w doniosłości poruszanych problemów. Rozmowy, jakie w zaciszu kolonialnych willi odbywa Mahatma z angielskimi zarządcami Indii czy politykami Indyjskiego Kongresu Narodowego są równie poruszające i doniosłe, jak obrazy nędzy i prześladowań. Choć rozmówcy odnoszą się do siebie z grzecznością, czasem nader przesadną, pozwalają sobie na żarty, to widz doskonale zdaje sobie sprawę, o jaką stawkę toczy się gra. Wśród gęstej sieci rytuałów cywilizowanego, zachodniego świata rozgrywana jest walka, która zadecyduje o losie milionów. Gesty nabierają tu szczególnego znaczenia, słowa ważą więcej, niż są to w stanie znieść wypowiadający je ludzie. Gandhi zastępujący służącego przy nalewaniu herbaty podczas jednego ze spotkań staje się generałem w wojnie przeciwko niesprawiedliwości.[Shandor, fragment recenzji]92. Tango & Cash (1989)reż. Andriej KonczałowskiŚwietny, bezpretensjonalny i zabawny film, z powodzeniem nawiązujący do najlepszych tradycji “kina kumpelskiego”. Duża w tym zasługa bardzo dobrze rozumiejącego się duetu Sylvester Stallone’a; Kurt Russell. Wytwarzająca się między nimi wyczuwalna chemia jest motorem napędowym tej produkcji, która charakteryzuje się też dobrym i równym tempem akcji przeplatanej przednimi i wesołymi dialogami. Poza tym to udana próba delikatnej zmiany wizerunku Stallone’a (okulary, gajerek). Oczywiście do pewnego stopnia, bo tak radykalnej metamorfozy przez cały film, mogliby nie znieść najzagorzalsi fani aktora. Warto przy okazji zauważyć, że już w 1989 roku (a nie dopiero w “The Expendables”) Sly do swojego ekranowego ego miał autoironiczny stosunek (słynna kwestia “Rambo is a pussy” ;). Pozycja, która mimo swoich latek wciąż wywołuje serdeczny uśmiech na twarzy. [Tomashec]Obok Rocky’ego, Rambo, Cobry i Cliffhangera (i Expendables) mój ulubiony film Sly’a. Nie jest to na pewno poziom Zabójczej Broni, ale osobiście żałuję, że film (podobnie jak Cobra) się nigdy nie doczekał i już się nie doczeka kontynuacji, bo mogła z tego być fajna seria. Pozostaje mieć nadzieję, że Russell da się namówić na udział w kontynuacji Expendables. Co prawda film w kolejnych minutach przekracza kolejne granicy głupoty ( za sprawą koleżki będącego wynalazcą), czego ukoronowaniem jest akcja w końcówce z udziałem monster trucków i innych pojazdów, to jednak pozostaje to dla mnie jeden z tych tytułów ery VHS, które nie znudzą mi się nigdy. [Gieferg]Ja tam się zawsze nieźle na tym bawię. Schematyczne lecz zabawne i lekkie kino akcji. Ogląda się gładko, po jakimś czasie wraca mi ochota na ponowne zaliczenie czyli nadaje się na kilka seansów. Tylko tego należy oczekiwać. [Joe Chip]91. Narzeczona dla księcia / The Princess Bride (1987)reż. Rob ReinerNajbardziej ironiczna baśń świata ciągle nie przestaje mnie bawić. Opus magnum Reinera ma wszystko, czego wymagam od komedii (tony sarkazmu, kilogramy ciętych ripost, litry czarnego humoru), dokładając do stawki gry słowne, humorystyczne pojedynki na szpady i mnóstwo niesamowitych zwrotów akcji. [Beowulf]Wszystko to, czego można wymagać od świetnej komedii fantasy. Lekko, przyjemnie, frywolnie, absurdalnie, z kupą mrugnięć do widza, z masą bajkowych archetypów, odwołań do baśniowej klasyki. Na pierwszy rzut oka postmoderna na całego, ale jednak to coś więcej niż formalny i fabularny eksperyment. Fajność ma wiele synonimów, a jednym z nich jest “Narzeczona dla księcia” – w pewnym okresie, dopiero wkraczając w wiek nastoletni, był to mój ulubiony, najukochańszy film. Cudo. [desjudi]90. Śmiertelnie proste / Blood Simple (1984)reż. Joel & Ethan CoenBracia Coen już pierwszym wyreżyserowanym filmem zagwarantowali sobie miejsce w pierwszej lidze amerykańskich twórców. W ich debiucie są już wszystkie elementy, które z czasem staną się ich znakami rozpoznawczymi: groteskowa przemoc, precyzyjny scenariusz, gra z przyzwyczajeniami widzów. Ekspozycja trwa bardzo długo, bo Bracia z misterną pieczołowitością rozstawiają pionki na szachownicy, ale w momencie, gdy gra się rozpoczyna to jesteśmy świadkami jednych z najbardziej trzymających w napięciu sekwencji kina lat osiemdziesiątych. [Piotr Han]Jeden z najlepszych debiutów reżyserskich w historii. Naładowany napięciem do granic możliwości, pełen niezwykle klimatycznych scen. [Pegaz]89. Uciekający pociąg / Runaway train (1985)reż. Andriej KonczałowskiTraktat o wymiarze wolności zawarty w ramach thrillera o więziennych uciekinierach, którzy walczą o przeżycie w tytułowym pociągu. Jeden z niewielu filmów, w których trzyma się kciuki za kompletnie niesympatycznego antybohatera. I kolejna porażająca scena z panteonu największych w historii kina – Jon Voight wychodzący przy akompaniamencie Vivaldiego na dach jadącego pociągu, siłujący się z napierającą z każdej strony zamiecią śnieżną. [Beowulf]Film, który już chyba przykrył się lekką warstwą kurzu, co według mnie nie powinno mieć miejsca. Niesamowite w „Uciekającym pociągu” jest pokazanie wielu prawd o człowieku i człowieczeństwie przy ciągłym akompaniamencie furkoczącego pociągu zmierzającego donikąd – a wszystko tylko po to, by móc powiedzieć śmierci z uśmiechem na ustach: „Jestem wolny.” [Berus]88. Ofiary wojny / Casualties of War (1989)reż. Brian de PalmaTo jeden z najlepszych filmów Briana de Palmy. “Casualties of War” to oparta na faktach historia grupy żołnierzy, którzy podczas wojny w Wietnamie wyruszyli na patrol, z jednej z wiosek porwali dziewczynę, wielokrotnie ją zgwałcili, a następnie zabili. Problem w tym, że jeden z nich, Max Eriksson, grany tu przez Michaela J. Foxa, wcale nie brał udziału w całej zabawie, przeciwnie – odciął się i starał się uratować dziewczynę, nie znalazł w sobie jednak odwagi i siły, aby przeciwstawić się pozostałej czwórce żołnierzy. Sprawa wyszła na jaw dopiero po misji, gdy Eriksson ją upublicznił.“Ofiary Wojny” porażają ujęciem tematu i okrutnymi scenami przemocy wobec wietnamskiej dziewczyny. Okrutne jest jednak też oglądanie Erikssona, gościa moralnego i uczciwego, który pokonany przez siłę sytuacji nie jest w stanie stawić czoła silniejszym mentalnie żołnierzom. Dramatyzmu sytuacji dodaje fakt, że nieszczęśliwa dziewczyna jest niezwykle piękna; żołnierz, który jest prowodyrem znęcania się nad nią na początku filmu ratuje Erikssonowi życie, a jego postępowanie wcale nie bierze się znikąd, gdyż jest podyktowane zemstą za śmierć towarzysza. Również sam tytuł można rozumieć dwojako – może w nim chodzić zarówno o Wietnamczyków, których los w tamtych czasach był zdany na łaskę lub niełaskę Amerykanów/Vietcongu, ale może też obejmować samych uczestników konfliktu, wszystkich żołnierzy, których stan ducha, równowaga psychiczna i zasady moralne były gwałcone i niszczone przez horror wojny.“Casualties of War” to przezajebisty i niedoceniony film, może nawet przewyższający traktujący o podobnej tematyce „Full Metal Jacket” Stanleya Kubricka. Już dawno tak nie kibicowałem głównemu bohaterowi i tak nie nienawidziłem czarnych charakterów. De Palma jest tutaj w topowej formie, udowadniając, że oprócz skromnych thrillerów stać go również na ogarnięcie tysięcy statystów i efektów specjalnych. No i nie można zapomnieć o genialnym aktorstwie Seana Penna, tutaj w jednej z jego pierwszych wielkich ról. Ale i Michael J. Fox daje radę.[Rodia]87. Top Gun (1986)reż. Tony ScottNieważne, że Tom Cruise był za niski na pilota, i że ruskie Migi były grane przez amerykańskie F-5. Nieważne, że fabuła była naiwna i że to (wg Tarantino) najdroższy film o gejach w historii kina. Ważne, że całe moje pokolenie wychowało się na piosence „Take My Breath Away” i innych wpadających w ucho kawałkach z „Top Gun”. Że emocjonowaliśmy się podczas powietrznych pojedynków podziwiając dumę Marynarki USA – F-14 w akcji, z mega-zainteresowaniem śledziliśmy elektryzującą rywalizację między Cruise’em a Kilmerem, i roniliśmy łzy podczas wyławiania z wody martwego Goose’a. Żujący gumę Maverick w Ray Banach stał się ikoną lat 80., windując Toma Cruise’a na szczyt popularności. Film Tony’ego Scotta sprawił, że wzrosła ilość chętnych do latania na wojskowych odrzutowcach. „Top Gun” to zresztą najlepszy film o pilotach („Żelazne orły” i inne klony nawet nie próbowały dorównać królowi) i celuloidowy pomnik wystawiony najseksowniejszemu samolotowi w historii lotnictwa. F-14 Tomcat, kilka lat temu wycofany ze służby i zastąpiony Hornetami (F-18), znakomicie uzupełniał fabularne założenie „Top Gun” – to miał być film dla ludzi młodych, pięknych, dynamicznych i… zakochanych. [Dux]86. Akademia Policyjna / Police Academy (1984)reż. Hugh Wilson“Police Academy” zapoczątkowała podgatunek. Uraczono zatem widzów wszelkiego rodzaju “Akademiami” – “Combat Academy”, “South Beach Academy”. Poziom większości z tych filmów pozostawia wiele do życzenia – ich twórcy chcieli bowiem, żerując na sukcesie oryginalnej “Police Academy”, napełnić sobie kieszenie “sprzedając” wątpliwej jakości produkty. Seria ta cieszyła się ogromną popularnością również w Polsce na początku lat dziewięćdziesiątych i została przebojem wypożyczalni kaset wideo. Z całą pewnością można stwierdzić, iż wychowało się na cyklu co najmniej jedno pokolenie. Dziś żarty nikogo już nie zaszokują, ale wciąż bawią i zapewniają całkiem niezłą rozrywkę. Polecam przypomnieć sobie dawne czasy lub (jeśli ktoś nie widział jeszcze żadnego z filmów wchodzących w skład cyklu) zapoznać się z serią o przygodach absolwentów tej szacownej instytucji – Akademii Policyjnej.[Dirk, fragment recenzji]Pomysł, który miał rację bytu tylko w latach 80. Zbiorowisko przerysowanych bohaterów, slapstickowe gagi i końcowe zwycięstwo outsiderów – schemat powielany w całej dekadzie, który w filmie Hugh Wilsona osiągnął idealny balans. Dodatkowo dostaliśmy świetnie współpracującą obsadę, która dała początek całej franszyzie. Bo kto tak naprawdę pamięta fabuły poszczególnych filmów serii? Liczyło się przecież obcowanie z hałaśliwie spokojną Hooks, wielkim Hightowerem, terminatorowym Tackleberrym czy Jonesem – człowiekiem o wielu głosach. Mimo, że przez lata seria rozmieniła się na drobne, to debiutancki epizod do dzisiaj bawi swoją absurdalną naturalnością i szczerością w kreacji bohaterów – których nie można nie lubić. [Gamart]85. Złodziej / Thief (1981)reż. Michael MannKlimat, klimat i jeszcze raz klimat. Michael Mann już w swoim debiucie udowadnia, że jest królem gatunku sensacji. Niesamowita, gęsta atmosfera, fenomenalne zdjęcia, świetnie dobrany soundtrack, w końcu znakomite wyczucie w prowadzeniu fabuły. Mann, biorąc na warsztat banalną, zdawałoby się historię o zawodowym złodzieju, wyciska z niej wszystko, co najlepsze, serwując jeden z najlepszych, a zarazem najbardziej niedocenianych filmów sensacyjnych lat 80. [Nawrocki]Choć to pierwszy film przyszłego twórcy “Gorączki”, i w zasadzie już wtedy Mann mógłby sobie bez zażenowania zmienić nazwisko na God. Mannowski styl, który zachwyci później w “Gorączce”, “Informatorze” i “Zakładniku” jest obecny już tutaj. Jest spokojny, tajemniczy mężczyzna działający na granicy prawa? Jest. Jest wystawiony na próbę męski kodeks honorowy ? Jest. Jest tętniące życiem miasto nocą będące jednym z bohaterów? Jest. Jest ambientowa, wpadająca w ucho muzyka? Jest. Ten reżyser od zawsze wiedział, co chce opowiadać, i co my chcemy oglądać. [Phlogiston]‘Thief’ nie pozostawia żadnych wątpliwości: Mann zawsze wiedział, o czym chce opowiadać. miał to nagrane od samego początku. zauważyliście, że jego bohaterowie nigdy nie są odpowiedzialni wyłącznie za siebie. wszyscy mają coś do stracenia. nie są to ludzie pogrążeni w czarnej rozpaczy. ich filozofia nie jest filozofią straceńców. zmierzam do tego, że Mannowscy bohaterowie nigdy nie pielgrzymują bez celu, nie są wydziedziczeni, zawsze znajdzie się miejsce (zazwyczaj utożsamiane z kobietą), do którego mogą wrócić i odciąć się od przeszłości. co ciekawe, pomimo posiadania takiego miejsca, pomimo świadomości istnienia azylu, rzadko wracają. nie ulegaj pokusie zemsty – to chyba najgłębsza myśl, jaka wyziera z twórczości Manna. ‘Złodziej’ przynosi ledwie jej zarys, bardzo nieśmiały szkic, choć jako film jest on dziełem w pełni skończonym. w formie najbardziej dosadnej idea ta zabrzmi dopiero w ‘Gorączce’ i będzie to mocno niewesternowe postawienie sprawy.‘Thief’ jest prezentem dla tych, którzy widzą piękno w podmokłych, odrapanych zaułkach, wyłożonych czerwoną cegłą. Caan odgrywa tu wielką rolę. tak naprawdę jedną z niewielu w swojej karierze, którą może określić mianem “wspaniałej”. Frank włamuje się do sejfów, kradnie tylko “pewny” towar: diamenty i banknoty. żyje w cieniu (dosłownie i w przenośni), porusza się schodami przeciwpożarowymi, z budynków wychodzi zawsze tymi samymi drzwiami z napisem “emergency exit”. jada w barach, na spotkania w interesach umawia się grubo po północy. jego kobieta nie może mieć dziecka, więc “załatwia” jej chłopca, jego mentor, niejaki Okla, umiera w więzieniu na wieńcówkę, więc ten pomaga mu umrzeć na wolności, w szpitalnym łóżku. [Mental]84. Żyć i umrzeć w Los Angeles / To Live and Die in (1985)reż. William FriedkinNajlepszy pościg samochodowy w dziejach kina. To wystarczyłoby, by zapewnić filmowi Friedkina status klasyka. Własciwie więc nie trzeba wspominać o kapitalnych kreacjach Petersena i Dafoe. Ani o pierwszorzędnym soundtracku Wang Chung. Ani o świetnie sportretowanym Mieście Aniołów. Ani o… [Paszczak]Dlaczego warto obejrzeć rzeczony film? Powodów jest półtora miliarda. Wymienię raptem 4:1. Bardzo podobają mi się filmy, w których bohaterowie wyciągają broń po to, żeby zabić, a nie po to, żeby se pomachać gnatem przed kamerą. Między innymi dlatego Peckinpah wyprzedza w moim prywatnym rankingu o jedno oczko Leone (co absolutnie o niczym nie świadczy, gdyż obydwaj to filmowe mózgi na miarę Bohra w fizyce). A zatem: film Friedkina jest fajny, bo konkretny: strzał w łeb i nie ma Zero młodzieżowych tekstów w tylu “Sprzątnij te frytki z mojego siedzenia albo ci z dupy średniowiecza zrobię jesień” tudzież “Zabijałem ludzi, kiedy ty jeszcze ssałeś suty mamusi”. Takich śmiesznych linijek w filmie Friedkina nie ma, co zapewne wpłynie na frekwencję przed Brutalność, seks, przekleństwa. Film sensacyjny musi być brutalny i musi ociekać “kurwami”, w przeciwnym wypadku jest niewiarygodny. To chyba oczywiste. Odnośnie seksu. Jest w filmie Friedkina jedna scena warta każdych pieniędzy. Główny bohater przychodzi do mieszkania swojej informatorki, która poza tym, że spełnia rolę policyjnego szpicla, musi od czasu do czasu dawać gliniarzowi dupy, inaczej trafi na powrót za kratki. Więc facet wchodzi do sypialni i zastaje kobitę w wyrku. Ściąga spoconą koszulę (wcześniej był na akcji) i ciska trykotem w twarz dziewczyny. Ta zakłada koszulę na swoje nagie ciało, dając mu niedwuznacznie do zrozumienia, na co ma ochotę. Bohater rozpina rozporek i dalej Pościg samochodowy. Jest przecudny. Nie spodziewajcie się jednak powietrznych piruetów czy scen, w których ciężarówka wyładowana trzodą chlewną przewala się przez odmęty ognia. Nic z tych rzeczy. O nieziemskości sekwencji pościgowej decyduje w tym wypadku niesamowita rozpiętość przestrzenna całości. Bohaterowie zaczynają samochodowe przepychanki na mieście, następnie lądują na torach kolejowych przy akompaniamencie turkotu kół pociągu towarowego, potem zjeżdżają do takiego betonowego wąwozu (coś jak w T2), by na końcu zatamować ruch na czteropasmowej autostradzie. Bardzo ważne: gliniarze występują do w roli uciekających i BOJĄ SIĘ O WŁASNE ŻYCIE. Gdy na chwilę gubią ogon, jeden z nich dosłownie cieszy się jak dziecko. Dodam tylko, że sekwencja nakręcona została w sposób bardzo ascetyczny i stonowany. [Mental]O dziwo, dość słabo znany film z lat 80-tych, mało kasowy, jednak w mojej ocenie William Friedkin stworzył najlepszą sensacyjną produkcję owej dekady. Zarówno świetny scenariusz, jak i wykonanie, łącznie z jedną z najlepszych scen samochodowego pościgu w historii Hollywood. [doveling]83. Wybrzeże Moskitów / Mosquito Coast (1986)reż. Peter WeirWybrzeże Moskitów przedstawia szaleńca, który poniekąd ma rację, że żyjemy w czasach konsumpcjonizmu i wszystko jest podane na tacy. Ale jednocześnie pokazuje jak niebezpieczna może być przesadna ignorancja dzisiejszego świata i życie z dala od cywilizacji. Ów główny bohater pragnie żyć zgodnie z naturą. Wyjeżdża z rodziną do dżungli, w której od podstaw buduje, domy, uprawia ziemię, hoduje rośliny oraz buduje ogromną „lodówkę”, która wytwarza lód. Niestety jego Eden staję się dla niego ostatnią przystanią. [cosmic13]Lubię taki pomysł na kino. Lubię, gdy ktoś ma w sobie dość odwagi i samozaparcia, aby rzucić wszystko w diabły i wyruszyć w przygodę swojego życia i zrealizować marzenia. Nawet wtedy, gdy nie jest się już samotnym strzelcem i ma rodzinę na głowie. Z drugiej strony film pokazuje, do czego może doprowadzić chorobliwa chęć robienia wszystkiego po swojemu i nie liczenia się ze zdaniem innych. [Gemini]82. Przypadek (1981)reż. Krzysztof KieślowskiGenialny w swojej prostocie film. Większość ludzi lubi o sobie myśleć jako o kształtujących własny los podmiotach. Kieślowski jest innego zdania – daje brutalnie do zrozumienia, jak mało znaczące są nasze życiowe wybory – to przypadek i okoliczności sprawiają, że jesteśmy tym, kim jesteśmy. Komunistą, działaczem opozycji, czy może jednak bezpartyjnym naukowcem? Tak niewiele ich dzieli. Można się nie zgadzać z jego tezami, ale nie zmienia to faktu, iż film Kieślowskiego jest dziełem, skłaniającym do refleksji – najwyższej klasy intelektualną prowokacją. [Piotr Han]Piękna wykładnia życiowego przypadku, który jest w stanie zdeterminować dalsze życie. Krzysztof Kieślowski pokazuje życie człowieka (Boguś Linda), którego los zależy od tego, czy: a) wskoczy do pociągu, b) nie wskoczy, bo sokiści go złapią, c) nie wskoczy, bo spotka koleżankę ze studiów. 3 różne historie tego samego bohatera to odpowiedź na to, na ile – i czy w ogóle – jesteśmy panami własnego losu. Odpowiedź jest jasna, ale nie pada ani razu z ekranu. Zostajesz, widzu, sam na sam z myślami, które kołaczą w głowie, wciąż się przypominają i wychodzą na wierzch w tych momentach, o których dobrze wiesz, że są ważne dla Twego dalszego losu. “Przypadek” to bezsprzecznie jeden z najbardziej intrygujących filmów polskich w historii. [desjudi]81. 2010: Odyseja kosmiczna (1984)reż. Peter HyamsTwórcy wiedzieli, że Kubricka przeskoczyć nie sposób, a na zadane przez niego pytania nie ma odpowiedzi, które mogłyby znaleźć swój wizualny ekwiwalent. Dlatego z całą premedytacją poszli w bezpiecznym kierunku, świadomie narażając się na stratne porównania wobec pierwowzoru (…) Ciekawe, jak film wyglądałby bez balastu pierwowzoru? Pewnie w ogóle by nie powstał, choć trzeba sobie jasno powiedzieć, że “2010” traktowane jako autonomiczne dzieło, prezentuje się nad wyraz porządnie. Znakomici aktorzy, płynna narracja, niezłe dialogi, fantastyczna oprawa scenograficzna, doskonałe efekty, świetna, orkiestrowo-elektroniczna muzyka Davida Shire’a, bezbłędnie utrzymany nastrój kosmicznej przygody; nawet sceny bezmyślnie żerujące na gadżetach z Kubricka ogląda się z dreszczem na plecach, lecz tylko pod warunkiem bezkrytycznego przyjęcia grabieżczej konwencji twórców “2010” [Adi, fragment recenzji]80. Pola śmierci / The Killing Fields (1984)reż. Roland Joffe20 tysięcy grobów masowych, prawie półtora miliona ofiar (20-25% całej ludności) – oto skutki rządów Czerwonych Khmerów i Pol Pota w Kambodży. Roland Joffe nie podszedł jednak do tak drażliwego tematu jak dokumentalista (choć film nie jest pozbawiony dokumentalnej dokładności), ale oparł historię na świadku tamtych wydarzeń, który widzi kompletny bezsens okrucieństwa kambodżańskich komunistów. W roli głównej Haing S. Ngor, absolutny debiutant filmowy, nagrodzony Oscarem za najlepszą rolę… drugoplanową, choć to na jego wątłych barkach spoczywa emocjonalny ciężar tego filmu. „Pola śmierci” to bowiem mocny, wstrząsający dramat pokazujący horror, który co jakiś czas gotuje ludzkości polityka. W pozostałych rolach wyśmienici Sam Waterstone, John Malkovich i niesamowita muzyka Mike’a Oldfielda. Miłośnicy niebanalnego kina wojennego – bez scen batalistycznych – nie mogą nie znać. Wybitne kino! [desjudi]Na faktach. Wstrząsający film pokazujący dojście do władzy w Kambodży Czerwonych Khmerów oraz tragiczne dla mieszkańców tego kraju skutki ich krwawych rządów. Ciężki, ale jakże ważny i uświadamiający nas o rozmiarze ludobójstwa w Kambodży film. [Lawrence]79. Mój sąsiad Totoro / Tonari No Totoro (1988) reż. Hayao MiyazakiPisząc, dyskutując czy choćby nawet myśląc w samotności o filmach Miyazakiego, nie sposób pominąć Totoro, który z miejsca stał się prawdziwą ikoną japońskiej animacji. I przez lata nic nie zdołało go stamtąd wygonić, czy też zagrozić jego statusowi ‘ukochanego zwierzaczka’ – ani Ponyo, ani Mononoke, ani stwory ze „Spirited Away”. Z pewnością nie jest to najlepszy film kultowego studia Ghibli. Ale bezprzecznie to jedna z moich ulubionych ich produkcji – właśnie ze względu na to niesamowicie sympatyczne coś, co żyje w lesie, jeździ kotobusem, mocno chrapie, jeszcze mocniej ryczy i ma narkotycznie uzależniający wygląd z rozbrajającym uśmiechem na czele. Niby tylko dla dzieci, ale koniecznie czeba obczaić! Następnym krokiem będzie już kupno pluszaka na własność – oczywiście w rozmiarze XXL. [Mefisto]78. Fitzcarraldo (1982) reż. Werner HerzogJeden z najpiękniejszych poematów o człowieku, i to nie tylko w historii kina. Herzog powołuje w nim do życia szaleńca, osobę która sprzeciwia się wszelkim przeciwnościom natury i chce odwrócić istniejący porządek rzeczy. Fabryka lodu w sercu amazońskiej dżungli, kolej prowadząca przez andyjskie szlaki, gmach opery umiejscowiony gdzieś między kolejnymi dopływami najpotężniejszej rzeki świata – to wszystko marzenia chorego, nic więcej tylko majaki. Fitzcarraldo nie robi sobie jednak nic ze zdroworozsądkowych opinii innych i z szalonym błyskiem w oku Klausa Kinskiego prze do przodu. W końcu nadchodzi czas na cud – przy użyciu jedynie ludzkich mięśni pomiędzy korytami rzeki przeniesiony zostaje ponad 300-tonowy statek (Herzog nie używał przy tej scenie żadnych efektów specjalnych, czy też pomocy wyspecjalizowanych maszyn!). Reżyser uzmysławia nam, że sednem człowieczeństwa jest szaleństwo, emocje zwyciężają intelekt. [Fidel]Wyprawa szaleńca do amazońskiej dżungli, w celu stworzenia opery, aby tubylcy poznali twórczość Verdiego. Czyż to nie dziwaczne! Nie, to nie koniec, bo transport statku drogą lądową przy pomocy tubylców to dopiero szaleństwo! Bohater niesamowity, owładnięty pasją, nikt inny tylko Klaus Kinski, mógł zagrać szaleńca. Piękne zdjęcia amazońskiej dżungli urzekają, a transport statku lądem powala na kolana. [Cosmic13]77. Koyaanisqatsi (1982)reż. Goddfrey ReggioDziwny film. Zestaw kadrów, które same w sobie nie są jakoś zachwycające, a w tle muzyka Philipa Glassa. I to wszystko. Zero słów, zero fabuły. Logika podpowiada mi, że oglądanie czegoś takiego przez półtora godziny to katorga i straszna nuda, na dodatek nie niosąca ze sobą większych wartości. Ale tak nie jest. Na początku, przez chwilę kamera pokazuje nam różne oblicza natury, a później trafiamy do cywilizacji. Minimalistyczna, zapętlająca się w sobie muzyka Glassa poraża pięknem i mistycyzmem. W dziwny sposób działa z obrazem i wydobywa z niego coś więcej, sprawiając, że to co dla nas powszechne i zwykłe staje się transcendentne. “Koyaanisqatsi” to hiponotyzująca medytacja nad światem, w którym natura nie jest przeciwieństwem cywilizacji, ale stanowią dwie części jednej i dobrze naoliwionej machiny. [patyczak]Film Reggio udowadnia, że bez użycia słów można czasem opowiedzieć o wiele więcej, niż w trakcie wielogodzinnych przemów, czy przy użyciu setek zapisanych stron. Doskonale sfotografowane i zmontowane widowisko o tym, jacy jesteśmy i – jednocześnie – wizualne pytanie o to, czy chcemy być tacy nadal. [Fidel]Spojrzenie z dystansu na naszą cywilizację. Koyaanisqatsi czyli życie pozbawione równowagi, szalone życie tak przedstawia się ono w oku kamery reżysera Godfrey’a Reggio. Hipnotyzujący wręcz seans pokazujący nas ludzi, jako małe mrówki co chwilę przyśpieszając czas, zwalniając, skupiając się na szczegółach lub wręcz odwrotnie ukazując nas wszystkich jako jeden żywy organizm. Film jedyny w swoim rodzaju, obok którego po prostu nie da się przejść obojętnie. I jeszcze do tego wszystkiego dochodzi genialna muzyka Philipa Glassa. Kto nie widział, niech szybko nadrabia. [Azgaroth]76. Fanny & Alexander (1983)reż. Ingmar Bergman“Fanny i Alexander” z lat 1981/83 jest filmowym pożegnaniem Bergmana z kinem. Powstaje film nie tylko na temat dzieciństwa, ale także jesieni życia. Ostatni film Bergmana staje się świadectwem upragnionego i nareszcie przez reżysera osiągniętego poczucia bezpieczeństwa. Blask dzieciństwa zostaje tu zestawiony z pogodnym zmierzchem sędziwego wieku. Od tego czasu Ingmar Bergman zajmował się reżyserią teatralną i pisywał wyłącznie scenariusze filmowe [Vera, fragment opracowania o Ingmarze Bergmanie]Kolejny wybitny film na liście! Kto się boi Bergmana i wszelkich skojarzeń z nim związanych, ten powinien obejrzeć jeden z jego ostatnich filmów. “Fanny i Aleksander” to bowiem film przyjemny, łatwy w oglądaniu, nie wymagający intelektualnej gimnastyki, ale jednocześnie przemyślany w najdrobniejszym aspekcie, błyskotliwy i mądry mądrością człowieka, który widział wiele i chce mówić o tym, co najważniejsze, najistotniejsze. Film jednocześnie skromny i epicki. A nade wszystko skutecznie poruszający tę nutkę,która odpowiada za myślenie o tak zwanym życiu. W naszym rankingu dość nisko, lecz w rankingach światowej krytyki zawsze blisko podium (i to nie tylko biorąc pod uwagę lata 80. ale historię kinematografii w ogóle). [desjudi]Wstęp i miejsca 100-7675- 5150- 4140- 3130- 2120- 1110- 1SUPLEMENT DO RANKINGUCiąg dalszy już wkrótce…Komentarze mile widziane 🙂

Macgyver (1985-1992) Serial, którego premiera miała miejsce w połowie lat 80 okazał się niesamowitym hitem także w Polsce. Niestety jego sukcesu nie powtórzył spin – off, który mogliśmy oglądać w ostatnich latach. Miejscem akcji obu serii prezentujących przygody niezwykle inteligentnego eks – agenta jest Los Angeles.

Opinie | kadr z filmu „Siedem” Filmowe lata 90. miały wiele interesujących oblicz. Od bezwstydnie romantycznych komedii romantycznych z Meg Ryan, Julią Roberts, Sandrą Bullock i Hugh Grantem po specyficzny typ wysokobudżetowych widowisk made in USA, nasączonych popkulturowym humorem, patetycznymi przemowami i efekciarskimi efektami komputerowymi najnowszej generacji. Od postmodernistycznych gatunkowych amalgamatów w rodzaju Pulp Fiction Quentina Tarantino po kreatywnie przerabiający tropy kulturowe, religijne i technologiczne Matrix wówczas jeszcze braci Wachowskich. Często jednak zapomina się, że lata 90. wyróżniały się na tle innych dekad także thrillerami czy też dreszczowcami, wprowadzając nową fabularną i formalną jakość do gatunku, który w poprzedniej dekadzie ugiął się znacznie pod naporem napakowanych testosteronem akcyjniaków pokroju Sylvestra Stallone’a czy Arnolda Schwarzeneggera. Jeśli zatem w 2020 r. nadal brakuje wam mocniejszych wrażeń, przypomnijcie sobie – lub obejrzyjcie po raz pierwszy – te dziesięć filmów sprzed dwudziestu kilku lat. Milczenie owiec (1991), reż. Jonathan Demme Kino od dawna fascynowało się seryjnymi mordercami – nawet kanibalistycznym intelektualistą Hannibalem Lecterem, który zadebiutował na dużym ekranie kilka lat wcześniej w Czerwonym smoku Michaela Manna – jednak to film Demme’a wprowadził ich na salony kultury masowej. Nie tylko za sprawą pięciu Oscarów (w tym za Najlepszy Film) i legendarnej roli Anthony’ego Hopkinsa, dzięki któremu Lecter stał się popkulturowym symbolem zła. Ważny był również fakt, że grana przez Jodie Foster silna i zdeterminowana agentka FBI Clarice Starling była doskonałą odpowiedzią na przesyt męskiego kina akcji lat 80., inspirując w kolejnych latach setki postaci. Ważna była realizacyjna biegłość Demme’a i sceny-perełki jak ta z noktowizorem, a także czarny humor, który zapowiedział nową jakość thrillerów lat 90. Film, który zmienił postrzeganie tego gatunku trafił do szerokiej dystrybucji w… Walentynki, 14 lutego 1991 r. Siedem (1995), reż. David Fincher Nie byłoby sukcesu Siedem bez sukcesu Milczenia owiec, jednakże Fincher podniósł do potęgi elementy, które u Demme’a były dodatkiem do prowadzonej przez Lectera psychologicznej gry. Antagonista z Siedem karze ofiary za popełnianie siedmiu grzechów głównych i przewyższa intelektualnie detektywów Millsa i Somerseta, ale jest też nowym rodzajem filmowego złoczyńcy – takiego, który, parafrazując słowa Jokera z Mrocznego Rycerza, chciałby po prostu patrzeć, jak świat płonie. Świat w Siedem jest też znacznie bardziej przytłaczający – wszędobylski deszcz i ciasnota pomieszczeń trzymają postaci w percepcyjnej pułapce, a kontrolujący każdy element opowieści reżyser nie pozwala widzowi na chwilę wytchnienia, serwując kolejne emocjonalne prawe i lewe sierpowe, na czele z niespodzianką z pewnego pudełka. Jako filmowe doświadczenie mało który thriller dorównuje Siedem. Nagi instynkt (1992), reż. Paul Verhoeven Paul Verhoeven był zawsze wyjątkowo wyczulony na różne sposoby manipulowania percepcją ludzką – jak dajemy się uwodzić temu, co widzimy, niezależnie od tego, czy chodzi o medialne metody konsumenckiej perswazji czy złudzenia napędzane technologicznymi możliwościami. W Nagim instynkcie holenderski reżyser podjął ponownie tę tematykę, jednak jednocześnie zabawił się percepcją publiczności, odwracając uwagę widzów obrazową erotyką i wystylizowaną przemocą. Grana przez Sharon Stone autorka kryminałów odsłania swe wdzięki przed prowadzącym sprawę brutalnego morderstwa detektywem Michaela Douglasa i każdym, kto chce na nią patrzeć. I do samego końca nie jest jasne, czy kobieta korzysta z własnego ciała, bo chce być pożądana, czy rzeczywiście ma mordercze ciągoty. W Nagim instynkcie nawet narzędzie zbrodni – szpikulec do lodu – wygląda kusząco i ma seksualne konotacje. Karmazynowy przypływ (1995), reż. Tony Scott Film młodszego z braci Scottów określa się przeważnie kinem akcji, czy też dramatem akcji, lecz prawda jest taka, że to pełnokrwisty dreszczowiec, którego bohaterowie, załoga amerykańskiego atomowego okrętu podwodnego, wchodzą ze sobą w konflikt, który może doprowadzić nawet do III wojny światowej. Choć lepiej stwierdzić, iż walczą ze sobą złotouści oficerowie, wciągając stopniowo resztę załogi w ideologiczno-werbalną wojnę pasywno-agresywnych gróźb. Znajdują się głęboko pod wodą, a na skutek awarii okręt został odcięty od komunikacji ze światem zewnętrznym. Napięcie sięga zenitu – nie tylko w scenach, w których w rękach jednych i drugich pojawia się śmiercionośna broń palna, ale przede wszystkim w tych fragmentach, w których dwaj mężczyźni o mocnych charakterach i temperamentach przekrzykują się uwagami i rozkazami, bo sądzą, że na powierzchni znany im świat może właśnie walić się w gruzach. Przylądek strachu (1991), reż. Martin Scorsese Psychopata i gwałciciel wychodzi na wolność po długiej odsiadce, po czym zaczyna wprowadzać w życie wymyślony za kratami plan zemsty na adwokacie, który nie był go w stanie wybronić. Zaczyna terroryzować jego oraz jego rodzinę, posuwając się do coraz bardziej niebezpiecznych czynów. Napięcie w filmie wynika nie tylko z tego, co złoczyńca zrobi, i jak to zrobi, ale także z faktu, że jego przeciwnikiem jest nieobyty w przemocy człowiek prawa i porządku, który będzie musiał zapomnieć o wszystkim, co dotąd wyznawał, żeby nie stracić wszystkiego, co w życiu tak naprawdę osiągnął. Być może trzy dekady wcześniejsza wersja z Gregorym Peckiem i Robertem Mitchumem jest lepsza pod kątem psychologicznych niuansów, ale film Scorsese przebija ją pod kątem czystej fizyczności, którą emanuje psychopata grany przez Roberta De Niro. Ten człowiek to chodzący żywioł natury i zarazem tykająca bomba, która może wybuchnąć w każdej chwili. W sieci zła (1998), reż. Gregory Hoblit Dwóch amerykańskich detektywów prowadzi sprawę wyjątkowo brutalnego seryjnego mordercy. Po wielu miesiącach śledztwa przedstawiciele prawa i porządku chwytają nareszcie zwyrodnialca i doprowadzają do jego egzekucji. Niedługo później sprawa zatacza koło, gdy na miejscu nowej zbrodni okazuje się, że jakiś anonimowy brutal zaczyna zabijać w taki sam sposób, jak niedawno pozbawiony życia przestępca. Brzmi jak kolejny schematyczny dreszczowiec o detektywach uwikłanych w samonakręcającą się spiralę zbrodni? Sęk w tym, że nasi bohaterowie nie mają do czynienia z krwawym naśladowcą, ale z demonem. I to wyjątkowo sprytnym, bowiem potrafiącym z niejaką łatwością przejmować ciała i umysły ludzkie. Wątek nadprzyrodzony może skłaniać do stwierdzenia, że oglądamy horror, ale to zdecydowanie dreszczowiec, w którym do napisów końcowych nie wiadomo, komu ufać, i kto jest tym, za kogo się podaje. Wróg publiczny (1998), reż. Tony Scott Jeśli uznać, iż Rozmowa Francisa Forda Coppoli była – oczywiście w pewnym uproszczeniu – refleksją na temat rosnących w coraz bardziej paranoicznej Ameryce lat 70. technologicznych możliwości podsłuchiwania oraz inwigilowania obywateli, Wroga publicznego należy określić nakręconą z hollywoodzkim przytupem reakcją na to, w jaki sposób te narzędzia ewoluowały w ledwie kilka dekad. Głównym bohaterem jest prawnik, który wchodzi przypadkiem w posiadanie dowodów obciążających wysoko postawionych ludzi, więc ci zamieniają jego życie w piekło za pomocą nowoczesnej technologii. Zamrażają mu konta w banku, tworzą dowody sugerujące, że współpracuje z mafią, pozbawiają go całkowicie wiarygodności. Film Scotta został zapamiętany za efektowne sceny namierzania protagonisty za pomocą satelitów i sprzętu do inwigilacji, ale znacznie bardziej przerażające jest to, że kilka lat później, po zamachach z 11 września, okazał się profetyczny. Na linii ognia (1993), reż. Wolfgang Petersen Na filmowych amerykańskich prezydentów czyhało już tak wielu różnej maści zamachowców, że trudno wszystkich spamiętać, natomiast grany przez Johna Malkovicha antagonista Na linii ognia wyróżnia się spośród nich nie tylko sprytem i wściekłym umysłem, ale też prawdziwą desperacją. Chce z sobie tylko znanych powodów iść w ślady Johna Wilkesa Bootha i Lee Harveya Oswalda, ale ma w sobie tyle zawziętości i cynizmu, że jest w stanie przechytrzyć Secret Service i agentów strzegących walczącego właśnie o reelekcję prezydenta USA. Popełnia jednak spory błąd, kiedy wciąga w swój makiaweliczny plan weterana Secret Service (Clint Eastwood), który walczy od dekad z wyrzutami sumienia, że nie był w stanie odpowiednio szybko zareagować na strzały, które w 1963 r. zabiły prezydenta Kennedy’ego. Rozpoczyna się starcie dwóch desperatów, którzy gotowi są poświęcić wszystko, co mają, żeby udowodnić wszem i wobec swoją wartość. Lęk pierwotny (1996), reż. Gregory Hoblit Gregory Hoblit pojawia się w naszym zestawieniu ponownie, gdyż miał niesamowitą reżyserską rękę do thrillerów (nie tylko w latach 90., w kolejnej dekadzie wyreżyserował choćby znakomity Słaby punkt z pamiętnym aktorskim pojedynkiem Anthony’ego Hopkinsa i Ryana Goslinga). W Lęku pierwotnym nie tylko stworzył misterną filmową układankę złożoną z trudnych emocji oraz niespodziewanych zwrotów akcji, ale także pokazał światu talent młodego Edwarda Nortona, dla którego był to iście wybuchowy aktorski debiut (rola została nagrodzona Złotym Globem oraz nominowana do Oscara). Norton wcielił się w jąkającego się dziewiętnastoletniego ministranta oskarżonego o brutalne morderstwo arcybiskupa. Jego uwielbiającego błyski fleszy adwokata zagrał Richard Gere, który raz wierzy, a raz nie w winę chłopaka, ale jest pewien, że ten skrywa jakąś bolesną tajemnicę. I rzeczywiście tak jest, ale prawda w zasadzie nikogo tu nie wyzwala. Podejrzani (1995), reż. Bryan Singer Dzisiaj mnóstwo osób wie już, kim był i jak wyglądał geniusz zbrodni Keyser Söze, ale mimo że fabularna i emocjonalna moc finałowej wolty debiutu reżyserskiego Bryana Singera znacznie osłabła przez ćwierć wieku od premiery, Podejrzani wciąż zapewniają rozrywkę na najwyższym światowym poziomie. Opowiadana historia nie opiera się bowiem na zwrotach akcji, lecz na obserwowaniu zależności pomiędzy poszczególnymi postaciami; specyficznej zażyłości rodzącej się między przestępcami, która miesza się z permanentnym brakiem zaufania. Zaczyna się od masakry w porcie, z której cało wychodzi zaledwie dwóch ludzi: ciężko poparzony węgierski mafioso i podrzędny kaleki kryminalista. Próbując zrozumieć, co tak naprawdę się wydarzyło, stróże prawa wysłuchują wersji tego drugiego, wyciągając możliwie jak najwięcej szczegółów od przestraszonego i ewidentnie nie mówiącego wszystkiego mężczyzny. Kawał dobrego thrillera. Dziennikarz, tłumacz, kinofil, stały współpracownik festiwalu Camerimage. Nic, co audiowizualne, nie jest mu obce, najbardziej ceni sobie jednak projekty filmowe i serialowe, które odważnie przekraczają komercyjne i autorskie granice. Nie pogardzi też otwierającym oczy dokumentem. zobacz także Poezja w wersji pop TrendyPoezja w wersji popMaciej Musiałowski jako młody konstruktor sterowca w filmie „Polot”. Zobacz zwiastun NewsyMaciej Musiałowski jako młody konstruktor sterowca w filmie „Polot”. Zobacz zwiastunLorcan Finnegan, Brunella Cocchiglia: Dziwne rzeczy wydarzają się na przedmieściach LudzieLorcan Finnegan, Brunella Cocchiglia: Dziwne rzeczy wydarzają się na przedmieściach„Cabinet of Curiosities”, czyli antologia horroru Guillermo del Toro. Serial trafi na Netfliksa Newsy„Cabinet of Curiosities”, czyli antologia horroru Guillermo del Toro. Serial trafi na Netfliksa zobacz playlisty Branded Stories PYD 2020 Papaya Films Presents Stories Papaya Films Presents Stories Papaya Young Directors 7 #MASTERTALKS Papaya Young Directors 7 #MASTERTALKS Cotygodniowy przegląd teledysków Cotygodniowy przegląd teledysków

Najlepsze filmy akcji lat 80. [RANKING] 21 lutego 2021, 18:00. Mają niepowtarzalny klimat. Te nieco już przestarzałe efekty, rozwój fabuły. Po prostu kultowe filmy akcji.
Albo które już widziałeś. Nie starałem się wykopywać VHS-owych perełek (choć większość z tej listy, jeśli nie całość, na pewno ukazała się na VHS-ie po premierze kinowej), specjalnie na tę okazję, choć z pewnością jest ich sporo. Bardziej skupiłem się na słodkiej tandecie wysokiej jakości, serwowanej na zachodzie, która wpłynęła na kino klasy B, a nawet i C na całym świecie. Jeśli ktoś posiada monopol na kompletnie odrealnione epickie filmy wariackiej rozróby, to nikt inny jak Amerykanie. Oczywiście wszystko zapakowane jest w zgrabne pudełko wspaniałych efektów specjalnych za grube miliony. Za to ich uwielbiamy, po to są i dlatego zawsze wracamy do ich kinematografii. Czujemy nostalgię to tego kina, chociaż żyjemy na innym kontynencie, znamy motywy i nawet używamy popularnych sloganów. Często wyrażam się niepochlebnie o kinie amerykańskim, ale w tym tekście patrzę prawdzie w oczy – kino zachodnie jest wszechobecne i często naprawdę znakomite. Na swój sposób. Czym jest więc kino akcji lat 80.? Wygląda to mniej więcej tak: najlepiej tematyka kryminalna, ponieważ była najbardziej popularna, a poza tym umożliwia stworzenie filmu akcji. Później – akcja! Pościgi, to za mało, chcemy wychylonych przez okno luf rewolwerów, eksplozji, na które główny bohater nawet nie patrzy, lub takich, przez które przelatuje super furą. Następnie, nie zawsze, choć często, specjalne miejsce posiadać musi właśnie środek transportu. Nie ważne, czy szybki samochód, czy motocykl. Na pewno znajdować się powinien w posiadaniu nieokrzesanego gliny, który czyni z niego użytek w każdej scenie. Właśnie – glina, oczywiście twardziel. Czymże byłby amerykański film akcji bez triumfu dobra nad złem, a najczęściej policjanta nad złoczyńcą? Ktoś próbuje go wrobić, zabija jego partnera, albo chce przejąć kontrolę nad miastem. To wszystko się tu znajdzie. Do tego miasto. Każdy z tych filmów będzie się odbywał w mieście, jeśli nie będzie ono nawet osią wydarzeń. Jądro zła, występku i zepsucia to przecież metropolia. Ostatnie, ale nie najmniej ważne – często wątek fikcji naukowej. Choć w latach 80. nie brakuje klasycznych kryminałów to powstało wtedy tyle ciekawych akcyjnych sci-fi, że byłoby grzechem ich nie wymienić. Wyobraź sobie taki krajobraz. Miasto po zachodzie słońca. Mokre i brudne ulice. Ze studzienek unosi się para. W tle słychać rozbrzmiewającą niespokojnie syrenę. Na horyzoncie pojawia się samochód. Kierowca w milczeniu spogląda na ulice pełne dilerów i alfonsów. Ma ciemne okulary, a w ustach zapałkę. Po karoserii przebiegają refleksy od ulicznych latarni. Taki nastrój posiadają te filmy. Nie mają w sobie za wiele realizmu, ale delektują się naciąganym wyobrażeniem Stanów Zjednoczonych. Jeżeli to nie pomaga, przypomnij sobie serial Miami Vice. Jest uosobieniem tego, co próbuję uchwycić w tej liście. Tam naturalnie dochodzą egzotyczne samochody i kobiety w bikini. 6. Ucieczka z Nowego Jorku (1981) – reż. John Carpenter Kurt Russel w roli Snake'a Plisskena, trzymającego absurdalnie wielki karabin z tłumikiem i lunetą, którym strzela się z łokcia. Na szarym końcu, ponieważ wydawać by się mogło, że idealnie spełnia wymagania, to jednak jako dzieło filmowe nie dorasta reszcie do pięt. Brakuje spójności, a potworna infantylność, o której wspominam zawsze do znudzenia, zbija go na ostatnie miejsce. Poza tym jest coś w twarzy Kurta Russella, co psuje ten film. Facet za bardzo się stara i wszystko rujnuje. Umówmy się, że grywał raczej w słabszych produkcjach, w porównaniu do Stallone’a, Douglasa, czy nawet Schwarzeneggera. Może właśnie dlatego? Nie mniej film ten nie mógł się nie znaleźć na tej liście (prosz, zdanie z trzema zaprzeczeniami). Wykorzystano motyw sci-fi, z którym Amerykanom ciężko się rozstać. Czasami można odnieść wrażenie, że to efekt ich samouwielbienia na punkcie posiadanej technologii, ale kto to wie. Główny bohater zostaje wysłany na tajną misję odbicia prezydenta z wielkiego, nowoczesnego rezerwatu/więzienia ludzi wyjętych z spod prawa, którym jest oczywiście Nowy Jork, czyli drugie, po Waszyngtonie, ulubione miasto do fikcyjnego niszczenia. Naturalnie Snake Plissken (xD) wchodzi konflikt z największą szychą podziemnego gangu, ale nie muszę chyba mówić, że misja kończy się sukcesem. Russel, opasany ciasną koszulką i piracką opaską na oko wymachuje karabinem i często w niewyartykułowanym bólu zaciska zęby. Zawsze w ostatnim momencie unika śmierci i jest w konflikcie z każdym – z własnym szefem, a nawet z prezydentem. Cóż taki jego urok, jeśli nie glina to najemnik-renegat. Panuje noc, jest twardziel, jest miasto, są strzelaniny. Nie można przejść obojętnie. 5. Czarny deszcz (1989) – reż. Ridley Scott Kadr tak piękny, że mógłbym powiesić go sobie w formie plakatu nad łóżkiem. Uosobienie tego, co później przeradza się w nostalgię za kinem lat 80. Film kręcono w Osace w Japonii. Wielkie nazwiska, bajeczne scenerie, piękne kobiety, szybkie motocykle. Czy coś mogło pójść nie tak? Owszem, i przejdę do tego za moment metodą kanapki czyli plus-minus-plus, bo tak się robi w XXI wieku. Przede wszystkim wpisanie się w kanon. Film pasuje w nim tak idealnie, że reprezentuje niemal idealną koncepcję filmu akcji lat 80. Główny bohater, grany przez największego przystojniaka minionej ery, czyli Michaela Douglasa, jest rozwodnikiem z kłopotami finansowymi, którego małym hobby są nielegalne wyścigi motocyklowe, w patriotycznym duchu Harleya bijącego Suzuki na głowę. Przy tym jest świetnym gliniarzem z Nowego Jorku, który ma niekonwencjonalne metody i często nagina prawo racjonalizując to sobie wyższym dobrem. Jeśli kiwasz teraz głową, bo takich filmów jest na pęczki, to ten jest prawdopodobnie najlepszy. I wszystko idzie świetnie, aż do punktu kulminacyjnego. Sprawia wrażenie kompletnie odstającego od całego filmu. Poczynając od scenografii (wieś za dnia, bleh), przez kompletny brak realizmu (we dwóch na cały oddział Yakuzy), aż do ostatecznej konfrontacji. Jest nagrana tak beznadziejnie, że nawet kompletny laik zauważy tutaj silne powiązania ze Wściekłymi Pięściami Węża. Niedobrze, że filmu ostatnia scena jest parodią całości. Pojedynek, beznadziejnie zmontowany, najpierw odbywa się poprzez dziwny pościg motocyklowy, a później oczywiście rozwiązuje się przez walkę na pięści. Główny glina Nowego Jorku przeciwko głównemu gangsterowi Yakuzy. Jakie są szanse na takie spotkanie? Tandeta nad tandetę, ale w końcu sam wymieniłem ten element jako kluczowy dla gatunku. Trudno. Mimo wszystko film pozostawia znakomite wrażenie. Jest to porządny kryminał o wspaniałym nastroju napięcia, a nawet niepokoju i intrygi w wielkiej, surowej, brutalnej metropolii. Z mojego doświadczenia nikt nie może się równać w tym gatunku z amerykanami, a japońskie filmy policyjne, które mają do tego potencjał są materiałem wtórnym. O nich jednak wspomnę przy innej okazji. Czarny deszcz wykorzystuje tło japońskiej metropolii, aby opowiedzieć własną historię na własnych warunkach. Mimo silnego poczucia wyższości sam tytuł sugeruje pewne rozliczenie z przeszłością amerykańsko-japońską, a pozytywna postać Matsumoto potwierdza szczere chęci i oddany szacunek. Cóż za rok dla padających murów! 4. Terminator (1984) – reż. James Cameron Aktor pochodzenia austriackiego jako nikczemny terminator, ubrany w skórę, ciemne okulary (w nocy) i na motocyklu, sięgający po karabin automatyczny. You can't get more 80s then that. Film jest nieco inny, niż pozostałe wyżej opisane, ponieważ ma w sobie więcej z horroru niż prawdziwej akcji, ale mimo wszystko zawiera zbyt wiele elementów charakterystycznych, żeby o nim nie wspomnieć. Jak byłem szczeniakiem to mnie pierwsza scena wystraszyła nie na żarty. Śniły mi się te nagie roboty kilka nocy i do teraz zostało o tym nieprzyjemne wspomnienie. Dzięki Cameron! Film przerażający. Nieznane zło ściga bohaterów ciągle próbując ich zabić. Wspaniały pomysł na scenariusz, żeby osadzić go w czasach współczesnych (ówczesnych), ale nawiązywać do nieznanej przyszłości. To moment kiedy strach przed sztuczną inteligencją stał się realny i w tym filmie ukazano to lepiej niż gdziekolwiek indziej, a mimo wszystko duch apokalipsy jest obecny. Pomysł nie był przełomowy (zważywszy chociażby na Odyseję kosmiczną – o buntującym się w zabójczym amoku komputerze pokładowym), ale na pewno znakomicie wlany w formę akcji. Niesamowicie wartka akcja to niejedyny plus. Nieunikniona czarna chmura zagłady i wiecznego niebezpieczeństwa, to coś, w czym amerykanie się specjalizują. Nie wiesz skąd, ale mechaniczna łapa zabójczego androida dosięgnie cię. Musisz pozostać w ciągłym biegu. Kolejna część próbowała być trochę zabawna, trochę obyczajowa. Pierwsza pozostała prawdziwą i nie odpuszcza widzowi ciągłego napięcia i ogromnej dawki bezpodstawnej przemocy. Oprócz tego pochodzi ona ze strony wielkiego jak góra chłopa z obcym akcentem. Największy strach Amerykanów – obca siła naruszająca niewidzialną kopułę krainy szczęścia i dobrobytu. Wiadomo jednak, że kto, jeśli nie oni za pomocą dębowego patyka powstrzymają watahę wilków. Wszystko kończy się pomyślnie, a niebezpieczeństwo, mimo żałośnie niskiego prawdopodobieństwa przeżycia, zostaje zażegnane. Ale gdzie ja mówię o realizmie, nie po to się tu zebraliśmy. Są wybuchy, są strzelaniny, są pościgi. Odfajkować. Kolejna część wkrótce...

Co do filmów sensacyjnych z lat 90-tych, to wolałem dramaty sensacyjne z tamtych lat, za to film Ayera przypomina mi dobre kino akcji z lat 80-tych i tyle w temacie ode mnie:-) Odpowiedz 2015-10-22 14:15:28

"Rambo: Pierwsza krew" Zaczynamy, rzecz jasna, od "Rambo". Pierwsza część filmowej serii, która dotychczas doczekała się czterech odsłon, na kinowe ekrany trafiła w 1982 roku i okazała się ogromnym kasowym sukcesem. Przy budżecie wynoszącym około 15 milionów dolarów, "Pierwsza krew" przyniosła przychód w wysokości przeszło 125 milionów, i to z samych tylko biletów. Główny bohater filmu, grany przez Sylvestra Stallone'a John Rambo, to uczestnik wojny w Wietnamie, były żołnierz jednostek specjalnych wojsk lądowych USA. Podróżując po kraju i poszukując dawnych kolegów z armii. Jako weteran często doświadcza szykan i pogardy ze strony obywateli. Dochodzi wręcz do tego, że szeryf jednego z miasteczek, które znalazło się na szlaku Johna, nakazuje mu jego natychmiastowe opuszczenie. Rambo odmawia, przez co trafia do więzienia, gdzie miejscowi policjanci postanawiają dać mu nauczkę. Ex-komandosowi udaje się jednak uciec i rzucić wyzwanie całej policji i Gwardii Narodowej stanu Oregon. Ze zwierzyny szybko staje się myśliwym. "Terminator" Myślisz Arnold Schwarzenegger, mówisz "Terminator". Kultowy obraz w reżyserii Jamesa Camerona na dobrą sprawę zapoczątkował wielką karierę obu tych postaci, na długie lata wynosząc je na piedestał. Rewelacyjne - na owe czasy - efekty specjalne, znakomity scenariusz i świetna rola Schwarzeneggera uczyniły z tego filmu klasyk nie tylko kina akcji, ale też gatunku science-fiction. Wyniszczona wojną nuklearną Ziemia jest tu świadkiem ostatecznego konfliktu, pomiędzy ludźmi i maszynami. W szeregach tych pierwszych rodzi się zarzewie buntu przeciw robotom, który może przyczynić się do ich zwycięstwa. Maszyny wysyłają w przeszłość niezniszczalnego terminatora, który ma zadanie zabić Sarę Connor, matkę przywódcy rewolucji. W ślad za nim, z zamiarem ocalenia kobiety, rusza Kyle Reese. "Szklana pułapka" Klasyczny przedstawiciel kina akcji, które w latach 80. było produkowane masowo. Od większości podobnych, mniej udanych, produkcji, wyróżnia go brawura, z jaką został zrealizowany. Błyskotliwy montaż, genialna rola Bruce'a Willisa, rewelacyjnie napisane one-linery, świetna kreacja głównego przeciwnika i pomysłowa, choć przecież prosta - policjant John McLane musi powstrzymać terrorystów, którzy opanowali korporacyjny wieżowiec - fabuła przełożyły się na kolosalny sukces "Szklanej pułapki". "Zabójcza broń" Martin Riggs i Roger Murtaugh, dwójka policjantów o kompletnie odmiennych charakterach i doświadczeniach, zostają partnerami. Ich pierwszym wspólnym zadaniem jest zbadanie sprawy podejrzanego samobójstwa, przez którą szybko wplątują się w mafijne porachunki. Mel Gibson i Danny Glover tworzą w "Zabójczej broni" absolutnie mistrzowski duet - kto wie, czy nie najlepszy w historii filmów akcji. Sporo umiejętnie umiejętnie wplecionego humoru, charyzma głównych bohaterów, a do tego dynamiczna fabuła to tylko kilka elementów tego dzieła, dzięki których nawet dziś nie trąci ono myszką, a współcześni filmowcy wciąż mogą (i powinni!) się na nim wzorować. "Top Gun" Gdyby nie "Top Gun", Tom Cruise być może nigdy nie zostałby gwiazdą światowego formatu. Choć dziś jest on bardziej kojarzony z rolą Ethana Hunta z późniejszego o dziesięć lat "Mission: Impossible", to właśnie kreacja asa przestworzy Mavericka z "Top Gun" stała się jego trampoliną do sławy. Zaś sam film, mocno różniący się od większości zamieszczonych tu pozycji, cały czas jest jedną z najwspanialszych historii o męskiej przyjaźni. "Gliniarz z Beverly Hills" "Gliniarz z Beverly Hills" to wybuchowa mieszanka scen akcji i komediowych. Wątki humorystyczne dziś mogą wydawać się nieco slapstickowe, ale w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych bawiły chyba wszystkich. Świetny Eddie Murphy jako Axel Foley daje z siebie wszystko, dzięki czemu nie zwracamy uwagi na dość banalną fabułę. "Zaginiony w akcji" Od "Zaginionego w akcji" na dobre rozpędu nabrała z kolei kariera Chucka Norrisa, dziś znanego między innymi z tego, że potrafi trzasnąć drzwiami obrotowymi i doliczyć do nieskończoności. Nim Norris został Strażnikiem Teksasu i zaczął szczodrze częstować liczne zastępy bandziorów kopem z półobrotu, w 1984 roku wcielił się w postać pułkownik Jamesa Braddocka, który postanawia w pojedynkę odbić amerykańskich więźniów wojennych przetrzymywanych w Wietnamie. Prócz determinacji ma do dyspozycji też pokaźny arsenał, co przekłada się na fantastyczną, efektowną rozwałkę. "RoboCop" Fantastyczne, momentami wręcz nowatorskie kino, opakowane w niesamowicie efektowną formę. Policjant Alex Murphy ginie na służbie, jednak dzięki eksperymentalnemu programowi pewnej korporacji, zostaje przywrócony do życia jako pół-człowiek, pół maszyna - RoboCop. Jako cybernetyczny glina musi powstrzymać ogromną falę przestępstw i przemocy, która zalała Detroit. Genialne efekty specjalne i świetny scenariusz sprawiają, że zawsze chętnie wracam do tego filmu. "Ucieczka z Nowego Jorku" Kurt Russel jako Snake Plissken i John Carpenter za kamerą. To nie mogło się nie udać. "Ucieczka z Nowego Jorku" jest wyśmienicie napisana, nieźle zagrana i napakowana akcją. Plissken, ex-komandos, obecnie skazaniec, musi przedostać się na wyspę Manhattan, która została zamieniona w gigantyczne więzienie, by ocalić prezydenta USA - samolot, którym podróżował rozbił się na tym terenie. Jeśli Snake'owi się to uda, zostanie uniewinniony. "Komando" Okej, to chyba najbardziej kontrowersyjny tytuł na tej liście. O ile nie ma możliwości, żeby którykolwiek z powyższych filmów nie znalazł się w tego typu zestawieniu, o tyle "Komando" z Arnoldem Schwarzeneggerem z powodzeniem dałoby się zastąpić wieloma innymi pozycjami. Nie da się ukryć, że na tle pozostałych, wymienionych tu dzieł z lat 80., ta produkcja ma zdecydowanie mniej atutów, którymi mogłaby się pochwalić. Niemniej jednak darzę ten obraz, w którym jednoosobowa armia w postaci Johna Matrixa rozprawia się z nieprzeliczalnymi tabunami wrogów, ogromnym sentymentem i uważam, że zasługuje na miejsce w tym panteonie klasyków. FILMY I SERIALE. Ekhem! . gameplay.pl Piosenki z filmów akcji lat 80-tych - tak kiczowate, że aż fajne! 29.07.2014 - Forum Radzieckie filmy akcji były jednym z najpopularniejszych gatunków filmowych tamtych lat. Nie były kręcone często, ale każde pojawienie się na ekranie stało się wydarzeniem. Wielu znanych aktorów brało udział w kręceniu takich filmów z przyjemnością: Nikolay Eremenko Jr., Vladimir Vysotsky, Boris Galkin, Alexey Serebryakov, Anatolij Kuznetsov i inni. Najlepsi radzieccy bojówkarze zgromadzili w kinach ogromną liczbę widzów. Trudności z klasyfikacją W kinie tamtych lat nie było koncepcji takiego gatunku jak film akcji. Może to być obraz akcji lub przygody. Zakres tematów był szeroki: podróże, historia wydarzeń historycznych, walka z "wrogami państwa" - szpiedzy, szkodniki i inne. Filmy akcji z lat 60 Radzieccy bojownicy tamtych lat reprezentowani są przez kilka interesujących obrazów. The Elusive Avengers (1966) Nastoletni bohaterowie tego fascynującego radzieckiego filmu akcji przygodowej walczyli w czasie wojny secesyjnej na Ukrainie przeciwko białym strażnikom i bandytom wszystkich pask. Film i jego sequele odniosły spektakularny sukces wśród publiczności. Dziś jest na liście najlepszych obrazów domowych. Dangerous Tours (1969) To dość nietypowy film historyczny, przygodowy i muzyczny. Ale można go z powodzeniem nazwać wojownikiem, ponieważ istnieje wiele fascynujących scen konfrontacji między bohaterami i niebezpiecznymi wrogami. Główną rolę w filmie grał Władimir Wysocki. Radzieckie filmy akcji z lat 70 W tym okresie powstało wiele zdjęć, które znajdują się na liście najlepszych filmów akcji. "Białe słońce pustyni" (1970) Jeden z najlepszych filmów kina radzieckiego. Jej bohaterowie są do tej pory kochani przez publiczność, a repliki postaci są zdemontowane w cytaty. Żołnierz Armii Czerwonej Sukhov wraca do domu po wielu latach Wojna domowa Jego droga leży na pustyni, gdzie ratuje lokalnego mieszkańca Saeed. Dowódca oddziału Armii Czerwonej, którego spotkał, powierza mu harem z Basmach Abdullahem. Sukhov nie może pozostawić bezbronnych kobiet i jest wciągany w lokalne problemy. "W strefie szczególnej uwagi" (1977) Dzisiejszych bojowników radzieckich nie można sobie wyobrazić bez tego obrazu, w którym wspaniały duet składał się z dwóch wspaniałych aktorów: Mihaia Volontira i Borisa Galkina. To nie jest tylko film akcji, ale obraz prawdziwej silnej męskiej przyjaźni, honoru i obowiązku. Film dzisiaj, po ponad 30 latach, wygląda za jednym zamachem. W centrum fabuły tego ekscytującego filmu akcji - konfrontacja w ćwiczeniach dwóch drużyn spadochroniarzy. "Piraci XX wieku" (1979) Najlepsze radzieckie filmy akcji reprezentowany przez ten popularny i sławny obraz. Główną rolę w filmie odegrał znakomicie Nikolai Eremenko Jr. Zgodnie z fabułą obrazu, piraci atakują radziecki statek transportujący przesyłkę opium. Wiążą członków załogi, zamkną ich w kabinach i położy ładunki wybuchowe w ładowni statku. Siergiej, mechanik okrętowy, zostaje uwolniony od kajdan i pomaga swoim towarzyszom uciec na łodzi. Komornik na najbliższy brzeg, radzieccy marynarze znajdują w zatoce znany im statek piratów. Najlepsze radzieckie filmy akcji z lat 80 Pierwsze miejsce na liście najpopularniejszych filmów tego okresu zajmuje film " Zimne lato Pięćdziesiątej Trzecie " (1987). Film opowiada o jednym z trudnych wydarzeń z przeszłości kraju - amnestii związanej z Śmierć Stalina w 1953. Dwóch więźniów politycznych musiało zaangażować się w nierówną walkę z przestępcami, którzy otrzymali wolność. Praca na tym zdjęciu jest ostatnią rolą wybitnego aktora Anatolija Papanowa. The Criminal Quartet (1989) Film powstał na styku dwóch epok: sowieckiej i rosyjskiej. Radzieccy bojownicy zaczęli wypierać hollywoodzkie filmy pokazywane w salonach wideo. W tych warunkach trudno było przejść przez sowieckie malowidła, ale Kwartet Karny odniósł sukces. Opowieść o czwórce dzieci z sierocińca, którzy przyjaźnią się od ponad 25 lat i którzy pomagają sobie nawzajem w najtrudniejszych sytuacjach, znalazła odpowiedź publiczności. Obraz podobał się przede wszystkim tym, że ekrany były żywymi bohaterami, a nie macho czy superfighterami. Normalni, prawdziwi ludzie, z własnymi złymi uczynkami i błędami, ale bez myślenia, ryzykując, gdy stawką jest życie najlepszego przyjaciela dziecka. "The Return Move" (1981) Kontynuacja popularnego filmu akcji "W strefie szczególnej uwagi". Widzowie ponownie zobaczyli w filmie ulubionych bohaterów Borisa Galkina i Mihai Volontira. W centrum akcji - znowu nauki, czas lądowania i marines. Radzieckie filmy akcji, stworzone z wielką wprawą, nie straciły na aktualności i dziś są nadal uwielbiane przez publiczność. 4hMHeHi. 476 325 289 90 475 32 124 78 68

filmy akcji lat 80